Nasz dom.
Po wielu przejściach stanęło na projekcie indywidualnym, całkowicie dopasowanym do nas. Mam nadzieję, że nas nie zawiedzie, jakby co - pierwszy buduje się dla wroga :D
Parter:
Poddasze:
Po wielu przejściach stanęło na projekcie indywidualnym, całkowicie dopasowanym do nas. Mam nadzieję, że nas nie zawiedzie, jakby co - pierwszy buduje się dla wroga :D
Parter:
Poddasze:
Po przejściach z panem numer jeden, po kilku łzach, wściekach i rzucaniu mięsem, przyszedł czas na otrzepanie pyłu z kolan i ruszenie do przodu.
Udaliśmy się do pani numer dwa. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Przedstawiliśmy naszą wizję, nasze założenia. Jakie było nasze zdziwienie, gdy pani wysłuchała, bez jęczenia, bez krytyki, bez narzucania swoich przekonań.
5 stycznia dostaliśmy ogólny zarys domu. W zasadzie kilka niewielkich poprawek, dwa spotkania i dokumenty zostały oddane do aneksowania naszego pozwolenia.
Na początku kwietnia mogliśmy zacząć działać już prawomocnie.
Na wstępie - nasze miejsce na ziemi:
Nasze niebo :)
Przygotowana droga dojazdowa i równanie działki:
Kilka lat temu, gdy rodzina nasza się zaczęła powiększać, a przestrzeń życiowa robiła się coraz ciaśniejsza, Megankowie zaczęli marzyć o większej przestrzeni.
Z biegiem czasu, marzenia zaczeły się materializować.
Zaczęliśmy szukać tego jedynego, najpiękniejszego miejsca na ziemi, na którym stanie NASZ DOM.
W końcu, po wielu przejściach, odnaleźliśmy. Spokojna okolica, obrzeża większego miasteczka.
Tak oto, w czerwcu 2011 roku, staliśmy się włascicielami kawałka ziemi na Słonecznym Wzgórzu.
Wybór projektu nie był łatwy. Ogłądaliśmy, dyskutowaliśmy, spieraliśmy się. Nadszedł dzień, w którym znaleźliśmy ten jeden, jedyny. Wybór padł ma projekt Przy Przyjaznej 8. Niestety linia kalenicy niezgodna z WZ. Wizyta w gminie, niby do zrobienia, jedyny punkt nie do ruszenia to kąt nachylenia dachu. Spotkanie z projektantem (bardzo polecanym, super, światny, najlepszy i same ochy i achy). Pan orzekł, że to zajmie mnóstwo czasu. Zrezygnowani wróciliśmy do domu. Oczywiście pan dał nam katalog projektów. Oglądamy, nic ciekawego dla nas. Znowu setki stron, projektów. Wszystkie wydają się takie same. Kilka dni oddechu. Trzeba nabrać dystansu.
Kolejne poszukiwania przyniosły wybór. Wschód słońca od muratora. Spotkania z projektantem, :no nie, ten projekt do was nie pasuje", "po co nam sypialnia na górze, przecież gospodarze powinni być na dole", i jeszcza cała masa innych argumentów. Znowu podsunął nam katalog wybranej pracowni, przegląda i pokazuje od czapy projekty: dwie sypianie na dole, dwie na górze. Nie dla nas, ale "przecież będzie dla Was najlepszy". Moje granice cierpliwości dawno gość przekroczył, Mąż jeszcze się trzyma.
W końcu trzeba było tupnąć nogą, że to ma być nasz dom, ma pasowaćdo naszego stylu życia, ma spełniac nasze założenia.
Zacząły się problemy z terminowością. Panu ewidentnie nie zależało. Po pół roku rzekomej pracy nad projektem, po wielu wizytach, w końcu złożył dokumenty do PnB.
Szczęśliwi, w skowronkach pobiegliśmy odebrać, i sszybko do wykonawcy z dokumentami. Ten za głowę się złapał. Pan wrzucił 8 lanych słupów na pełną wysokość, góra lana. Ogromne koszty. I co teraz, przecież z tego miejsca się człowiek nie cofa.
Komentarze